Nigdy nie sądziłam, że mój pracodawca darzy mnie na tyle dużym szacunkiem, że po otrzymaniu zaproszenia na mój ślub zdecyduje się zjawić w Kościele i życzyć mi szczęścia na nowej drodze życia. Pracuję jako zwykły pracownik sprzątaczka Ostrów Wielkopolski i nigdy nie liczyłam na zbyt dużą sympatię ze strony osób, które są moimi przełożonymi. Jako sprzątaczka zajmuję najniższą posadę z możliwych, bo już niżej chyba spaść nie można. Prace fizyczne zawsze ocenianie są gorzej niż prace umysłowe, chociaż i te są męczące i trudne.
Gdy stojąc pod kościołem i uśmiechając się do zgromadzonych gości, wśród zebranych dostrzegłam prezesa wraz z małą delegacją z firmy, widok ten tak bardzo mnie wzruszył, że mimowolnie uroniłam kilka łez. Zgromadzeni myśleli, że to pewnie z przejęcia lub ze szczęścia, jednak ja tak naprawdę wzruszyłam się obecnością osób z pracy.
Mój przypadek pokazuje, że jeśli jest się dobrym pracownikiem i dobrą osobą, to bez względu na to jakie mamy wykształcenie i jaką pracę wykonujemy możemy być doceniani i lubieni przez innych. Widząc prezesa wśród gości weselnych poczułam się pełnoprawnym pracownikiem firmy i członkiem zespołu, mimo, że pracę mam samodzielną i indywidualną. Moja pewność siebie wzrosła wtedy o 100% i zupełnie przestałam się stresować uroczystością zaślubin. Wiedziałam, że wszystko pójdzie świetnie. I tak się stało!