Pracę u państwa Bieńkowskich rozpoczęłam jako pracownik sprzątaczka Kielce, który sprzątał im mieszkanie dwa razy w tygodniu – we wtorki i w soboty. Z czasem, w miarę jak pan domu rozwijał swoją karierę, a pani domu poświęcała się realizacji coraz to nowych marzeń i planów, zaczęło im brakować czasu na codzienne domowe obowiązki, takie jak pranie, mycie naczyń czy gotowanie obiadów. Moje usługi stały się bardziej niż cenne, i z czasem zaczęłam do państwa Bieńkowskich przychodzić co dwa dni, a później codziennie.

Zanim się obejrzałam minął rok pracy u bogatych małżonków, narodziły się im pierwsze dzieci, a ja ze sprzątaczki awansowałam na pomoc domową i nianię w jednym. W ich domu spędzałam ponad osiem godzin dziennie, bo przychodziłam o 9.00 rano i wychodziłam po 17.00. W tym czasie pomagałam pani domu zajmować się bliźniakami, sprzątałam, gotowałam obiady i robiłam pranie. Nic dziwnego, że bardzo mocno zżyłam się z rodziną, u której spędzałam większość czasu. Wolne miałam jedynie na weekendach, choć i tak od czasu do czasu chodziłam popilnować maluchów, gdy młodzi rodzice wychodzili na miasto by odpocząć od wrzeszczących dzieciaków.

U Bieńkowskich pracowałam łącznie przez pięć lat – w tym czasie bliźniaki się trochę odchowały, a ja na dobre zostałam ich ulubioną ciocią, która smażyła im racuchy z jabłkami i karmiła pysznościami. Byłam zdruzgotana, gdy pracodawcy wyprowadzili się z Kielc i zostawili mnie bez pracy i z wielką wyrwą w sercu.

Dodaj komentarz